wtorek, 16 kwietnia 2013

Rozdział 1


                 Lottie spojrzała błagalnym wzrokiem na Lou.
- Proszę cię, stary. Dobrze wiesz, że nie mam forsy. Ten ostatni raz odpal mi działkę.
Mężczyzna potarł zmęczone oczy. Widać było, że nie spał tej nocy. Pewnie handlował, jak prawie codziennie. 
Chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią, po czym westchnął. 
- Dobrze wiesz, że nie mogę. Przez cały ostatni tydzień dawałem tobie towar. Teraz mam kłopoty.
- Grozili ci? - dziewczyna zaniepokoiła się. Lou był jej najlepszym przyjacielem. Cokolwiek się działo, był przy niej, wspierał ją. Bała się, że coś może mu się stać. Był jedyną osobą, o którą się martwiła.
Pokręcił przecząco głową.
- Nie, ale byli wkurzeni. Jeśli nie zarobię wystarczającej ilości pieniędzy, będzie po mnie.
Lottie zagryzła dolną wargę. Z jednej strony czuła się się okropnie i dałaby wszystko, aby tylko zaćpać, a z drugiej wiedziała, że nie może narażać przyjaciela. 
- Cholera – zaklęła cicho, nie wiedząc już co robić. Lou zaśmiał się.
- Znam kogoś kto ci może skołować trochę towaru. Podać ci namiary?
- Jeszcze się pytasz, no pewnie, że tak! 
- Tylko bądź grzeczna. Facet jest drażliwy. Coś mu się nie spodoba, i da ci zanieczyszczoną herę. Dobrze wiesz, że nie chciałbym stracić mojej małej Lottie - rzekł żartobliwie. 
- No dobrze, dobrze. Będę miła i uprzejma - uśmiechnęła się sztucznie i dygnęła. Mężczyzna roześmiał się, a po chwili wyjął z kieszeni mały skrawek papieru oraz długopis, i napisał niewyraźnie adres znajomego dilera. - Dzięki, stary - dziewczyna pocałowała go w policzek i szybkim krokiem udała się na ulicę wskazaną na kartce.

                 Po godzinie błąkania się nareszcie znalazła tę właściwą. Była to jedna z najbardziej obskurnych części miasta. Wszędzie leżały puste butelki po piwie, niedopałki po papierosach. Pachniało tam tanim alkoholem. Lottie rozejrzała się z obrzydzeniem. Dom, którego szukała znajdował się na samym końcu ulicy. Niepewnym krokiem ruszyła przed siebie. Po chwili była na miejscu. Budynek prezentował się okropnie. Szare, brudne ściany, a na nich graffiti. Przy ogrodzeniu leżały worki ze śmieciami. Dziewczyna zadzwoniła do drzwi. Otworzył jej młody mężczyzna. Pierwsze co rzuciło jej się w oczy to wytatuowane ramiona, a następnie przenikliwy, chłodny wzrok.
- Ty jesteś tą dziewczyną od Lou?
- T-tak, to ja.
- Wejdź. Zaraz dam ci twoją działkę – gestem zaprosił ją do środka. Lottie powoli przekroczyła próg, a następnie zamknęła za sobą drzwi. Nowo poznany diler zaprowadził ją do pokoju, który służył za salon.
- Rozgość się, zaraz wrócę.
Usiadła na zniszczonej kanapie i czekała. Czas dłużył jej się niemiłosiernie. Mimo, że zwykle była odważna, i w każdej sytuacji wiedziała co powiedzieć, teraz, ze strachu ledwo dukała pojedyncze słowa. Po kilku minutach mężczyzna wrócił.
- Tu jest towar dla ciebie. Wszystko jest przygotowane – powiedział, podając jej strzykawkę.
- Dzięki – dziewczyna opuściła szybko mieszkanie. Lottie jeszcze przez jakiś czas czuła na sobie jego pełen chłodu wzrok. Aż dreszcz przebiegł jej po plecach.

                 Idąc, zastanawiała się gdzie najlepiej pójść, aby w spokoju zaćpać. Po namyśle stwierdziła, że zaułek, który mijała będzie idealny. Chwilę później była już na miejscu. Pierwszą rzeczą, na jakiej skupiła się Lottie był okropny zapach. Ciężko było jej oddychać, jednak z determinacją przeszła kilka kroków, aż dotarła do jakiegoś brudnego pojemnika, za którym się ukryła. Uklękła na wilgotnej ziemi. Nawet nie martwiła się w tamtej chwili o ubranie, do którego zwykle przywiązywała wielką wagę. Wtedy liczyła się tylko strzykawka, napełniona zbawiennym narkotykiem.

                 Drżącymi rękami dziewczyna wbiła ją sobie w żyłę. Po chwili czuła już się zupełnie spokojna. Problemy jakby odpłynęły. Nawet nie pamiętała czym się przejmowała zaledwie kilka godzin temu. Liczył się tylko ten cudowny stan, którego doświadczała. Czuła, jakby unosiła się w powietrzu. Uśmiechnęła się do siebie, i zaczęła nucić jakąś kołysankę. 
Chwilę później jednak coś się zmieniło. Zamiast lekkości dziewczyna poczuła nagły przypływ bólu. Przestała się uśmiechać i śpiewać. Jej twarz wykrzywił lekki grymas. Lottie zaczęła powoli traciła przytomność. Przez chwilę jeszcze słyszała głoś jakichś pijaków, przechodzących obok zaułka. Nawet nie próbowała krzyczeć. Jeśliby jej się to udało, i oni by ją usłyszeli, wiedziała, że prędzej zrobiliby jej krzywdę niż pomogli.

                 Głosy ucichły. Resztkami sił, dziewczyna próbowała zanucić znaną jej z dzieciństwa kołysankę, aby dodać sobie otuchy, jednak nagle, jakby straciła pamięć, wszystkie wspomnienia. Przypomniała sobie sobie pewne słowa: "Tylko bądź grzeczna. Facet jest drażliwy. Coś mu się nie spodoba, i da ci zanieczyszczoną herę. Dobrze wiesz, że nie chciałbym stracić mojej małej Lottie." Kto to powiedział? Nie wiedziała. Po chwili intensywnego myślenia, poddała się. W tamtym momencie nie było to najistotniejszą rzeczą. Może ten ktoś miał rację. Może ten diler dał jej zanieczyszczony towar. Patrzył się takim dziwnym, niepokojącym wzrokiem. Ta myśl również odpłynęła tak szybko jak się pojawiła. Dziewczyna straciła przytomność. Znowu ogarnęła ją ciemność, pogłębiająca się z każdą chwilą.

                 Lottie ocknęła się gwałtownie. Potarła obolały kark. Kiedy już była w pełni przytomna, rozejrzała się po pomieszczeniu, w którym się znajdowała. Kompletnie go nie poznawała. Leżała na wielkim łożu. Obok niego stał niewielki, lecz na pewno drogi stoliczek z jasnego drewna. Ściany były burgundowe. Dostrzegła również dość duży balkon. Wstała chwiejnie, i najszybciej jak mogła udała się do drzwi. Chwyciła za klamkę, jednak te ani drgnęły. Była tu zamknięta. Mimo, że wiedziała w jak niepokojącej sytuacji się znalazła, nie traciła zimnej krwi. Szybkim krokiem ruszyła ku balkonowi. Jednak tych drzwi również nie mogła otworzyć.
- Cholera! - krzyknęła i kopnęła je z całej siły. Po dokonanym czynie zrozumiała swoją głupotę, i pomasowała dłonią bolącą nogę. Bezradna, znowu usiadła na łóżku. Rozmyślała kto ją tu uwięził, i przede wszystkim, dlaczego? Klnąc głośno, znów zaczęła chodzić po ogromnym pokoju.

                 Po wielu, dłużących się w nieskończoność minutach Lottie usłyszała, jak ktoś przekręca klucz w drzwiach do sypialni. Zamarła w bezruchu. Po chwili do środka wszedł przystojny mężczyzna. 
- Kto by pomyślał, mała Lottie. Nie spodziewałem się, że znajdę cię w takim stanie. Naćpana, leżąca w jakimś brudnym zaułku, oj, nie ładnie, nie ładnie – uśmiechnął się lekko. - Widzę, że wiele się zmieniło od naszego ostatniego spotkania. Dziewczyna patrzyła się w osłupieniu. Nie sądziła, że jeszcze kiedykolwiek go zobaczy. Nie chciała tego... A może jednak tak... W tamtym momencie nie potrafiła myśleć racjonalnie. Wciąż stojąc w tym samym miejscu, Lottie wzięła głęboki oddech, jednak nie mogła nic wykrztusić. Była za bardzo zszokowana widokiem znajomego mężczyzny. W końcu zebrała w sobie całą siłę, i wyszeptała kilka słów, słów, których powiedzieć nie chciała, lecz było już za późno.
- Dustin, ty żyjesz...  


***

Tak więc pierwszy rozdział jest. Napisałam go szybciej niż zakładałam na początku. Na szczęście miałam ostatnio trochę wolnego czasu, więc skorzystałam.
Starałam się popracować trochę nad przecinkami. Mam nadzieję, że jest lepiej. No, ale to ocenicie Wy.
Uzupełniłam również stronę 'Bohaterowie', więc zapraszam do zajrzenia, jeśli jesteście ciekawi, jak w mojej wyobraźni wyglądają wyżej wymienieni. 
To chyba tyle ode mnie. Zapraszam do komentowania :).