Lottie spojrzała błagalnym wzrokiem na
Lou.
- Proszę cię, stary. Dobrze wiesz, że nie mam forsy. Ten ostatni
raz odpal mi działkę.
Mężczyzna potarł zmęczone oczy. Widać
było, że nie spał tej nocy. Pewnie handlował, jak prawie
codziennie.
Chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią, po czym
westchnął.
- Dobrze wiesz, że nie mogę. Przez cały ostatni tydzień
dawałem tobie towar. Teraz mam kłopoty.
- Grozili ci? - dziewczyna
zaniepokoiła się. Lou był jej najlepszym przyjacielem. Cokolwiek
się działo, był przy niej, wspierał ją. Bała się, że coś
może mu się stać. Był jedyną osobą, o którą się
martwiła.
Pokręcił przecząco głową.
- Nie, ale byli wkurzeni. Jeśli
nie zarobię wystarczającej ilości pieniędzy, będzie po
mnie.
Lottie zagryzła dolną wargę. Z jednej strony czuła się się
okropnie i dałaby wszystko, aby tylko zaćpać, a z drugiej
wiedziała, że nie może narażać przyjaciela.
- Cholera – zaklęła
cicho, nie wiedząc już co robić. Lou zaśmiał się.
- Znam kogoś kto
ci może skołować trochę towaru. Podać ci namiary?
- Jeszcze się
pytasz, no pewnie, że tak!
- Tylko bądź grzeczna. Facet jest
drażliwy. Coś mu się nie spodoba, i da ci zanieczyszczoną herę. Dobrze wiesz, że nie chciałbym stracić mojej małej Lottie - rzekł żartobliwie.
- No
dobrze, dobrze. Będę miła i uprzejma - uśmiechnęła się
sztucznie i dygnęła. Mężczyzna roześmiał się, a po chwili wyjął
z kieszeni mały skrawek papieru oraz długopis, i napisał
niewyraźnie adres znajomego dilera. - Dzięki, stary - dziewczyna
pocałowała go w policzek i szybkim krokiem udała się na ulicę
wskazaną na kartce.
Po godzinie błąkania się nareszcie znalazła tę właściwą. Była to jedna z najbardziej
obskurnych części miasta. Wszędzie leżały puste butelki po
piwie, niedopałki po papierosach. Pachniało tam tanim alkoholem.
Lottie rozejrzała się z obrzydzeniem. Dom, którego szukała
znajdował się na samym końcu ulicy. Niepewnym krokiem ruszyła
przed siebie. Po chwili była na miejscu. Budynek prezentował się
okropnie. Szare, brudne ściany, a na nich graffiti. Przy ogrodzeniu
leżały worki ze śmieciami. Dziewczyna zadzwoniła do drzwi.
Otworzył jej młody mężczyzna. Pierwsze co rzuciło jej się w
oczy to wytatuowane ramiona, a następnie przenikliwy, chłodny
wzrok.
- Ty jesteś tą dziewczyną od Lou?
- T-tak, to ja.
- Wejdź. Zaraz
dam ci twoją działkę – gestem zaprosił ją do środka. Lottie
powoli przekroczyła próg, a następnie zamknęła za sobą
drzwi. Nowo poznany diler zaprowadził ją do pokoju, który służył
za salon.
- Rozgość się, zaraz wrócę.
Usiadła na zniszczonej kanapie i czekała. Czas dłużył jej się niemiłosiernie. Mimo, że zwykle była odważna, i w każdej sytuacji wiedziała co powiedzieć, teraz, ze strachu ledwo dukała pojedyncze słowa. Po kilku minutach mężczyzna wrócił.
Usiadła na zniszczonej kanapie i czekała. Czas dłużył jej się niemiłosiernie. Mimo, że zwykle była odważna, i w każdej sytuacji wiedziała co powiedzieć, teraz, ze strachu ledwo dukała pojedyncze słowa. Po kilku minutach mężczyzna wrócił.
- Tu jest towar dla ciebie. Wszystko jest
przygotowane – powiedział, podając jej strzykawkę.
- Dzięki –
dziewczyna opuściła szybko mieszkanie. Lottie jeszcze przez jakiś
czas czuła na sobie jego pełen chłodu wzrok. Aż dreszcz
przebiegł jej po plecach.
Idąc, zastanawiała się gdzie
najlepiej pójść, aby w spokoju zaćpać. Po namyśle stwierdziła,
że zaułek, który mijała będzie idealny. Chwilę później była
już na miejscu. Pierwszą rzeczą, na jakiej skupiła się Lottie
był okropny zapach. Ciężko było jej oddychać, jednak z
determinacją przeszła kilka kroków, aż dotarła do jakiegoś
brudnego pojemnika, za którym się ukryła. Uklękła na wilgotnej
ziemi. Nawet nie martwiła się w tamtej chwili o ubranie, do którego
zwykle przywiązywała wielką wagę. Wtedy liczyła się tylko
strzykawka, napełniona zbawiennym narkotykiem.
Drżącymi rękami dziewczyna wbiła ją
sobie w żyłę. Po chwili czuła już się zupełnie
spokojna. Problemy jakby odpłynęły. Nawet nie pamiętała czym się
przejmowała zaledwie kilka godzin temu. Liczył się tylko ten
cudowny stan, którego doświadczała. Czuła, jakby unosiła się w
powietrzu. Uśmiechnęła się do siebie, i zaczęła nucić jakąś
kołysankę.
Chwilę później
jednak coś się zmieniło. Zamiast lekkości dziewczyna poczuła
nagły przypływ bólu. Przestała się uśmiechać i śpiewać. Jej
twarz wykrzywił lekki grymas. Lottie zaczęła powoli
traciła przytomność. Przez chwilę jeszcze słyszała głoś
jakichś pijaków, przechodzących obok zaułka. Nawet nie próbowała
krzyczeć. Jeśliby jej się to udało, i oni by ją usłyszeli,
wiedziała, że prędzej zrobiliby jej krzywdę niż pomogli.
Głosy ucichły. Resztkami sił,
dziewczyna próbowała zanucić znaną jej z dzieciństwa kołysankę, aby dodać sobie otuchy, jednak nagle, jakby straciła pamięć, wszystkie wspomnienia.
Przypomniała sobie sobie pewne słowa: "Tylko bądź grzeczna.
Facet jest drażliwy. Coś mu się nie spodoba, i da ci
zanieczyszczoną herę. Dobrze wiesz, że nie chciałbym stracić
mojej małej Lottie." Kto to powiedział? Nie wiedziała. Po
chwili intensywnego myślenia, poddała się. W tamtym momencie nie
było to najistotniejszą rzeczą. Może ten ktoś miał rację. Może
ten diler dał jej zanieczyszczony towar. Patrzył się takim dziwnym, niepokojącym wzrokiem. Ta myśl również odpłynęła tak szybko jak się
pojawiła. Dziewczyna straciła przytomność. Znowu ogarnęła ją
ciemność, pogłębiająca się z każdą chwilą.
Lottie ocknęła się gwałtownie.
Potarła obolały kark. Kiedy już była w pełni przytomna,
rozejrzała się po pomieszczeniu, w którym się znajdowała.
Kompletnie go nie poznawała. Leżała na wielkim łożu. Obok niego
stał niewielki, lecz na pewno drogi stoliczek z jasnego drewna.
Ściany były burgundowe. Dostrzegła również dość duży balkon.
Wstała chwiejnie, i najszybciej jak mogła udała się do
drzwi. Chwyciła za klamkę, jednak te ani drgnęły. Była tu
zamknięta. Mimo, że wiedziała w jak niepokojącej sytuacji się
znalazła, nie traciła zimnej krwi. Szybkim krokiem ruszyła ku
balkonowi. Jednak tych drzwi również nie mogła otworzyć.
- Cholera! -
krzyknęła i kopnęła je z całej siły. Po dokonanym czynie
zrozumiała swoją głupotę, i pomasowała dłonią bolącą
nogę. Bezradna, znowu usiadła na łóżku. Rozmyślała kto ją tu
uwięził, i przede wszystkim, dlaczego? Klnąc głośno, znów zaczęła
chodzić po ogromnym pokoju.
Po wielu, dłużących się w
nieskończoność minutach Lottie usłyszała, jak ktoś przekręca
klucz w drzwiach do sypialni. Zamarła w bezruchu. Po chwili do środka wszedł przystojny mężczyzna.
- Kto by pomyślał, mała
Lottie. Nie spodziewałem się, że znajdę cię w takim stanie.
Naćpana, leżąca w jakimś brudnym zaułku, oj, nie ładnie, nie
ładnie – uśmiechnął się lekko. - Widzę, że wiele się zmieniło od naszego ostatniego spotkania. Dziewczyna patrzyła się w osłupieniu. Nie sądziła,
że jeszcze kiedykolwiek go zobaczy. Nie chciała tego... A może
jednak tak... W tamtym momencie nie potrafiła myśleć racjonalnie. Wciąż stojąc w tym samym miejscu, Lottie wzięła
głęboki oddech, jednak nie mogła nic wykrztusić. Była za bardzo zszokowana widokiem znajomego mężczyzny. W końcu zebrała w sobie całą siłę, i wyszeptała kilka słów, słów, których powiedzieć nie chciała, lecz było już za późno.
- Dustin, ty żyjesz...
***
Tak więc pierwszy rozdział jest. Napisałam go szybciej niż zakładałam na początku. Na szczęście miałam ostatnio trochę wolnego czasu, więc skorzystałam.
Starałam się popracować trochę nad przecinkami. Mam nadzieję, że jest lepiej. No, ale to ocenicie Wy.
Uzupełniłam również stronę 'Bohaterowie', więc zapraszam do zajrzenia, jeśli jesteście ciekawi, jak w mojej wyobraźni wyglądają wyżej wymienieni.
To chyba tyle ode mnie. Zapraszam do komentowania :).